widok z okna o 4.30 rano. w rzeczywistości była większa mgła.
"Gotuj w Brazylii!" to pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy kiedy obudziłam się w niedzielę rano czyli o godzinie 4.30. Na dworze było biało od mgły a ja nie mogłam zasnąć. Z nerwów? Chyba tak. W końcu nie codziennie robi się pierogi dla host-rodziny. I to jeszcze w Brazylii. Po drzemce, zakupach i krótkim przygotowaniu zaczęłam swoje gotowanie. Nie będę tu podawać przepisu i dokładnego opisu przygotowania( chociaż jak ktoś chce to pytać!).
Po pierwszych dwudziestu pierogach, które zrobiłam host mama i obie siostry stwierdziły, że same chcą mi pomóc w lepieniu ich i dzięki temu mogłam zająć się ich gotowaniem.
zabawa się zaczyna...
pierwsza dziewiątka!
Julie pomaga.
Jill też pomaga!
"Julieee, Julieeee, szybko zrób zdjęcie. To ja i mój pierwszy pieróg!"
coraz bliżej...
cooking team!
moje dzieło.
z host-tatą, który nałożył sobie 3/4 talerza pierogów, przeżegnał się, powiedział "przynajmniej umrę najedzony" i zaczął jeść. Smakowało mu tak bardzo, że wziął dokładkę.
Gotowanie nigdy nie sprawiło mi takiej przyjemności! A co najważniejsze: pierogi smakowały, pojawiła się prośba o więcej. A w planach mam jeszcze naleśniki i szarlotkę. Jedyny minus gotowania w Brazylii jest taki, że gdyby nie pomoc host-mamy to znalezienie proszku do pieczenia zajęłoby mi wieki bo po opakowaniu nie zawsze wiadomo czym dany produkt jest. W środę idę na targ zrobić zdjęcia różnym owocom, które znane są tylko tutaj a to znaczy, że będzie więcej materiałów na bloga. Oczywiście, jeśli nie będzie padać. A pada od piątku.
Zapraszam do zaglądania, następny post już wkrótce!
Pozdrawiam!!
ale jesteś zajebistą szefą kuchnią! pamiętam jak my zrobiliśmy pierogów...
OdpowiedzUsuńheh :) ciekawa jestem jak wyszły te pierogi :D ale pewnie dobrze skoro tak smakowały :PP ja to czekam na zdjęcia ze szkoły! :) POZDRAWIAM :)
OdpowiedzUsuń